Słowo "dyskryminacja" jest już od jakiegoś czasu dosyć modne i nic nie wskazuje na to, żeby miało z tej mody wyjść, tak więc postanowiłem słów kilka na ten temat napisać w nadziei na lepszą poczytność. Takie czasy nastały, że dyskryminuje się wszystkich. Hetero dyskryminują homo (nigdy na odwrót!), biali dyskryminują czarnych (nigdy na odwrót!), katolicy muzułmanów (nigdy na odwrót!), a tak w ogóle to wszyscy, jak jeden mąż (oprócz rzecz jasna Żydów), są antysemitami. Niektórych dyskryminuje się również poprzez sam fakt nie mówienia o nich. O zoofilach czy nekrofilach nie mówi się prawie wcale, a w czym są oni gorsi od gejów i lesbijek? Każdy zasługuje choć na odrobinę uwagi. Tak jest i inaczej być nie chce. Koniec, kropka. Idąc więc z prądem, a nawet pod, czerpiąc z własnych obserwacji i doświadczeń innych, przyszło mi na myśl popełnienie poniższego tekstu.
Zdarzyło się jakiś czas temu, że moja znajoma zmuszona była poszukać pracy. Ot, ktoś powie, że historia jakich wiele. Być może, jednak prowadzi do ciekawych wniosków. Znajoma znalazła się w sytuacji zawieszenia między ukończeniem szkoły średnie, a nie podjęciem dalszej nauki z powodów osobistych. Krotko mówią wykształcenie ogólne i chęć kontynuacji nauki, ale z wymuszoną przerwą roczna. Wiadomym jest, że będąc w takiej sytuacji kokosów się nie zarobi, dlatego też oczekiwania co do płacy nie były zawyżone, ale żeby była płaca musi być i praca. W tym miejscu zaczynały się schody.
Ciężko jest nie odnieść wrażenia, że niektorzy pracodawcy szukają pracownika tak, żeby czasem przez przypadke nie znaleźć. W znajdującym się nieopodal mojego miejsca zamieszkania sklepie pojawiła się informacja: "osobę na stanowisko kasjera przyjmę - informacja w sklepie". Idź - mówię znajomej - zanieś CV, może coś z tego będzie.Jak poradziłem tak zrobiła. Wzięła CV i podreptała do wskazanego sklepu. Poszła, złożyła i... nic. Pani w kasie powiedziała, że CV przekaże kierowniczce i na tym koniec. Zero odpowiedzi. Pomyślałem, że może już kogoś zatrudnili, ale informacja o poszukiwaniu osoby do pracy wisiała przez kolejne dwa tygodnie. Idź - mówię znajomej - może nie przekazali CV kierowniczce. Jak poradziłem tak zrobiła. Szczęście w nieszczęściu tym razem trafiła na osobę decyzyjną. Po krótkiej rozmowie dowiedziała się, że na pracę nie ma co liczyć bo nie jest ani rencistką, ani emerytką, ani niepełnosprawna (co de facto byłoby najmilej widziane). Informacja o poszukiwaniu przez nich pracownika wisiała jeszcze przez 1,5 roku.
Znajoma szukała dalej i wszędzie historia wyglądała podobnie. Albo brak jakiegokolwiek odzewu, albo seria krótkich pytań: studentka? Rencistka? Orzeczenie o niepełnosprawności? O emeryturę nie pytali bo chyba na oko było widać, że i tego nie ma. Nikogo nic więcej nie interesowało. Co ciekawe, w większości sklepów, które wywieszały informację o wolnym etacie, ogłoszenia wisiały jeszcze przez długi czas. Nawet do roku.
Młoda osoba, chcąca zarobić na własne utrzymanie, żeby móc podjąć dalszą naukę doszła do wniosku, że żeby znaleźć pracę dobrze byłoby przetrącić sobie kręgosłup, albo chociaż "upierdolić" nogę czy rękę. Takie czasy nastały, że czasem bardziej opłacalne jest bycie kaleką niż osobą zdrową. Czy to już dyskryminacja?
P.S Dopuszczam do siebie możliwość, że opisana sytuacja może wynikać ze specyfiki miejsca, w którym mieszkam, albo zwykłego przypadku. Naprawdę chciałbym w to wierzyć, bo alternatywą jest świadomość życia w kraju, w którym człowiek zaczyna żałować, że jest pełnosprawny.