Kości zostały rzucone, decyzje podjęte. Po dogłębnej autoanalizie doszedłem do wniosku, że jestem po części romantykiem, po części zaś człowiekiem predysponowanym do zakupu sprzętu dla gierojów tzn. zabawki firmy Apple. Nie żebym był jakimś szkaradnym, zawistnym, bogatym chu...dupkiem czy też lanserem z ego nadmuchanym do granic możliwości, tak jak sugerowali to bywalcy jednego z for branżowych. Po prostu raz w życiu chciałbym kupić coś z naprawdę górnej półki. Tak oto mój wybór został ograniczony do sprzętu z systemem operacyjnym Windows lub iOS. Nie spodziewałem się, że wyrzucenie ze sfery rozważań systemu Android wiązać się będzie z odrzuceniem 90% sprzętu dostępnego na rynku. Biorąc pod uwagę moją wcześniejszą charakterystykę wychodzi na to, że romantycy są gatunkiem na wymarciu, a bogatych jest niewielu. Czy to znaczy, że przyszło nam żyć w świecie "lamusów"? Nic to, diagnozy socjologiczne pozostawiam naukowcom, a sam skupiam się na dręczącym mnie dylemacie.
Nie ukrywam, że do tego systemu mam sentyment związany z tym, że praktycznie nigdy na żadnym innym tak naprawdę nie pracowałem i z żadnym nie mam tylu wspomnień co ze starym, pospolitym Windowsem. To właśnie na tym systemie dokonałem pierwszej udanej instalacji programu (chyba jakiejś gry), to właśnie ten system doprowadzał mnie do białej gorączki wieszając się z niewiadomych przyczyn, to na nim odtwarzałem pożyczone i Bóg jeden raczy wiedzieć skąd wzięte filmy, w tym także pierwszego pornola. Łezka w oku się kręci na samo wspomnienie tamtych chwil. Będąc sentymentalnym swój wzrok skierowałem na urządzenia działające pod tym właśnie systemem.
Moje rozczarowanie było proporcjonalne do sentymentu. Takiego ubóstwa oferty nie spodziewałem się w najśmielszych snach. Nie dość, że na Windowsie działa dosłownie kilka (z interesujących mnie sprzętowo) tabletów to jeszcze w większości są to tablety Asusa i Acera, do których to firm nigdy nie miałem zbyt dużego zaufania. Oprócz tego, w ofercie są jeszcze twory firm, o których nigdy nie słyszałem i chyba nieprędko usłyszę ponownie. Nie jestem miłośnikiem eksperymentowania i kupowania kota w worku, dlatego jedynym modelem, który zwrócił moją uwagę to Nokia Lumia 2520, która na pierwszy rzut oka byłaby wręcz idealna. Nie dość, że Widnows to jeszcze Nokia, do której żywię równie duży sentyment. Związek doskonały! Niestety, moja euforia szybo została zgaszona przez doczytanie, że moją niedoszłą Lumię obsługuje system Windows 8.1 RT. Co to jest? Nie mam pojęcia, ale po przeczytaniu kilku artykułów dotyczących tego dziwadła i przypomnieniu sobie traumy korzystania z Windowsa Vista, stwierdziłem, że nie jestem gotów na testowanie straszydła. Czar prysł. Zarówno ja, jak i mój portfel przeżyliśmy głębokie rozczarowanie, ponieważ Nokia miała ofertę, której mógłbym podołać finansowo, a alternatywą jest sprzęt Apple, którego ceny wywołują zarówno u mnie, jak i u mojej kieszeni gęsią skórkę.
Po przeżytych rozczarowaniach swoją uwagę skierowałem na wyroby amerykańskiego giganta spod znaku nadgryzionego jabłka. Przyznać muszę, że miałem odczucia ambiwalentne, gdyż z jednej strony czytane przeze mnie recenzje i opinie zachęcały do poważnego rozważenia zakupu tego cudu, z drugiej zaś, ceny mają zaporowe i kupno takiego sprzętu stanowi dla mnie drogę przez mękę wyrzutów sumienia i wątpliwości.
W swojej ofercie Apple posiada dwa tablety, które mnie zainteresowały. Są to IPad Air oraz jego nowsza wersja Air 2. Tablety z rodziny mini trzeba było odrzucić, ponieważ miał być to zamiennik laptopa, a ciężko uznać za zamiennik coś, co nie osiąga nawet 1/4 wielkości ekranu notebooka. Wszystkie znaki na niebie i ziemi mówią, że jest to sprzęt godny polecenia i wart swoich pieniędzy, dlatego też postanowiłem wejść w nieznaną mi krainę luksusów i zbędnych wydatków. Moja próżność i niezdrowa ciekawość sprawiły, że niczym biblijna Ewa, podjąłem decyzję o spróbowaniu zakazanego jabłka. Kupuję iPada, a wybór modelu pozostawiam na czas po wizycie w sklepie i osobistym kontakcie ze sprzętem. Przyszłość czeka...